Przyjaciółki nie tylko w RZS

2021-02-27 19:35:50

Gosia i Kasia. O życiu każdej z nich można byłoby napisać książkę. Dzieli je odległość, odmienne charaktery, sposób reagowania na trudne sytuacje, ale zdecydowanie więcej je łączy. Na pewno przyjaźń, rodzaj wrażliwości na ludzi i świat, znak zodiaku – z Koziorożcami nie ma żartów – i… choroba. 17 lat temu poważnie zachorowała Gosia. Przez wiele lat mogła liczyć na zrozumienie i wsparcie swojej przyjaciółki. Dwa lata temu zachorowała również Kasia. Obie zmagają się z RZS. Choć trudno w to uwierzyć, ta historia zdarzyła się naprawdę. Poznajcie Katarzynę Nowak i Małgorzatę Szychulską, przyjaciółki, które los zetknął ze sobą nieprzypadkowo.


Gosia kiedyś

Gdańsk. W 2004 roku na świat przychodzi jej drugie dziecko – upragniona córka. Po kilku miesiącach euforii Gosia zaczyna czuć się coraz gorzej. Jest pewna, że to nie jest tzw. „baby blues”. Obrzęknięte nadgarstki nie pozwalają założyć skarpetki na maleńką nóżkę dziecka, a o zmianę pieluszek musi prosić męża. Kuśtyka. Sąsiedzi pytają, czy jest po ciężkim wypadku. W końcu z małą córką w wózku idzie do lekarki rodzinnej. Ta kieruje ją do Szpitala Reumatologicznego w Sopocie. To tam Gosia usłyszy diagnozę – RZS, czynnik reumatologiczny dodatni.

Na początku wpada w panikę. – Ale załamanie trwało tylko chwilę. Postanowiłam, że będę walczyć. Tak bardzo wyparłam z głowy chorobę, że momentami o niej zapominałam. A gdy ból był nieznośny, wmawiałam sobie, że to tylko złe samopoczucie, które za chwilę przejdzie – wspomina po latach.

Jednak „rzuty choroby” przychodzą coraz częściej. Kobieta źle znosi leczenie. Do tego dochodzą perturbację w życiu osobistym, Gosia musi jednocześnie zmierzyć się z rozwodem. Prowadzi dom - nie chce zawieść jako mama, pracuje na dwóch etatach. Nie mówi dzieciom o chorobie, choć z czasem syn zaczyna się domyślać, że mama nie czuje się najlepiej. Zatem zaczyna jej pomagać. Wsparcie Gosia otrzymuje też od swoich sióstr.


Przyjaźń

2011 rok, lotnisko w Gdańsku. W tym czasie 41-letnia Kasia pracuje w kantorze. Tego dnia otrzymuje polecenie od szefa - ma przeszkolić nową pracownicę. Przychodzi energiczna, atrakcyjna brunetka. To Gosia. Jest bystra, więc szkolenie trwa krótko, a potem dziewczyny zaczynają rozmawiać. 

- Zaiskrzyło od pierwszej chwili. Przegadałyśmy całą zmianę. O jej chorobie dowiedziałam się po kilku dniach. Zapytałam: „Czy to Ciebie boli? Odpowiedziała: „Tak, ale jeśli się położę, to już nigdy nie wstanę”. Patrzyłam z podziwem, jak doskonale sobie ze wszystkim radzi – opowiada Kasia.

Gosia nie ma wątpliwości: „Musiałyśmy na siebie trafić. Jak człowiek jest pogrążony w swoich myślach, to różne rzeczy przychodzą mu do głowy. Wtedy potrzebne jest spojrzenie kogoś z zewnątrz, kto wskaże różne rozwiązania, poinstruuje i obiektywnie oceni sytuację. Dla mnie takim spojrzeniem na świat są oczy Kasi”.


Kasia 

Po licznych życiowych perturbacjach i zmianie miejsc zamieszkania – od Katowic po Gdańsk – Kasia kilka lat temu zatrzymała się w Zielonej Górze. Wiedzie szczęśliwe życie z mężem, choć wcześniej los w sprawach osobistych nie zawsze jej sprzyjał. 

W ubiegłym roku zaczął dokuczać jej ból kolana. Trwała pierwsza fala pandemii, trudno było dostać się do lekarza. Jednak ból narastał, stał się trudny do zniesienia. Bolały ją biodra, barki, ciało stawało się sztywne. Kasia domyślała się, że to może być choroba, z którą zmaga się jej najlepsza przyjaciółka. Rzeczywiście, okazało się, że były to pierwsze objawy RZS. Przez miesiąc kobieta nie mogła samodzielnie wstać z łóżka. Leki przeciwzapalne przyniosły  chwilowe ukojenie, ale diagnoza nie pozostawiała złudzeń: seronegatywne zapalenie stawów.

- To było coś niewiarygodnego. Byłam przerażona, ale wiedziałam, kto będzie moim „chorobowym guru” - moja przyjaciółka. Czasem żartuję, że tak bardzo współczułam Gosi i tak mocno się z nią solidaryzowałam, że sama w końcu zachorowałam – opowiada Kasia.


Gosia o Kasi

„Zawsze mogę na nią liczyć. Jest bardzo pozytywną osobą, ale czasem wpada też w refleksyjne nastroje. Jak za mocno odpływa, muszę sprowadzić ją na ziemię. Obie miałyśmy ciężkie życie, ale patrząc z perspektywy, nasze losy często się splatały. Jestem szczęśliwa, że mam w niej takie wsparcie”.


Kasia o Gosi

„Jest bardzo delikatna, a zarazem trzeźwo patrząca na świat. To piękna kobieta. Lubi pomagać. Pokazała mi, że choroba to nie wyrok, że nie można się poddawać. Kiedy ból mocno mi dokucza, myślę sobie: „To co ma powiedzieć Gocha?!” . Wspieramy się, ale zawsze mówimy sobie wyłącznie prawdę, nawet gdy jest bolesna. Dlatego ta przyjaźń ma tak silne fundamenty”.


Gosia dziś

Od 4 lat jest szczęśliwą mężatką. Ma 44 lata, mieszka w Angermunde, a w oddalonym o 80 km Szczecinie prowadzi studio tatuażu. 

- Całe życie upłynęło mi na walce o dzieci, o pracę, o siebie. Na wiele rzeczy nie mogłam sobie pozwolić. Choroba bardzo mocno mnie poturbowała, zmiany są duże. Ale po 13-letnim horrorze w końcu los się odmienił. Poznałam człowieka, który mnie wspiera. Zrezygnowałam z pracy na etacie. I te tatuaże... Nigdy nie myślałam o tym, żeby je mieć. Pomysł, aby zrobić sobie tatuaż pojawił się spontanicznie, może trochę na rozpoczęcie nowego życia. Odwiedziliśmy z mężem salon tatuażu i ten temat mnie zafascynował. Na tyle, że dziś sama tatuuję. Nie jest to łatwe, ponieważ mam bardzo zajęte nadgarstki, ale endorfiny, których dostarcza mi to zajęcie, wszystko rekompensują. Jest taki plan, aby zrobić tatuaż Kasi.  


Kasia dziś

Znajomym powiedziała: „Jestem chora, ale nie chcę słyszeć od Was biadolenia”. Uczy się żyć z RZS. Często prosi przyjaciółkę o poradę. Gdy jakaś czynność przekracza jej możliwości, prosi o pomoc męża. Bez ceregieli mówi: „Kochanie, ręce mi nie współpracują”. Docenia, że jej choroba została rozpoznana wcześniej, bo dzięki szybkiemu leczeniu ma nadzieję, że będzie przebiegała łagodniej.


Rozmawiała: Aleksandra Zalewska-Stankiewicz

 

M-PL-00001313